W erze internetu 2.0 więcej danych jest generowanych przez użytkowników niż dostawców. Firmy chcą więcej danych o klientach, ci mówią, że tego nie lubią, ale jednak dostarczają je bez skrępowania. Użytkownicy, a w dzisiejszych czasach właściwie konkretne osoby codziennie dostarczają mnóstwa informacji o swoim życiu. W rzeczywistości ubolewają nad traceniem prywatności, co zupełnie nie zgadza się z tym jak zachowują się online.
Polega on na tym rozbieżności pomiędzy zachowaniem jednostek w rzeczywistości, a zachowaniem w sieci. Starają się walczyć o swoją prywatność, a mimo to bez wahania udzielają jej online. Można ich podzielić na 3 kategorie:
Konsumenci starają się bardziej bronić informacji medycznych, finansowych czy rodzinnych, które przeważnie są mocno powiązane z pozostałymi o które obawiają się mniej.
Wpisując na Facebook’u imię i nazwisko dowolnej osoby możemy najczęściej poznać datę urodzenia, miejsce zamieszkania, członków rodziny, zainteresowania, czy fakt, że aktualnie nie ma jej w domu. Oglądając „stories” jesteśmy w stanie doprecyzować adres zamieszkania. Jedynie przeglądając posty możemy nawet określić poglądy polityczne, a nawet przypisać cechy charakteru widząc zdjęcia i towarzystwo, w którym się obraca. Nic dziwnego, że nawet służbom zdarza się go używać mając ogrom informacji w jednym miejscu. A to jedynie jedno medium społecznościowe. Dalej żyjemy w przekonaniu, że chronimy swoją prywatność?
Źle? Firmom zależy na jak najlepszym poznaniu nas jedynie, aby dopasować odpowiedni produkt, który najprawdopodobniej kupimy. Personalizacja pozwala nam widzieć to, czym możemy być zainteresowani. Dla przykładu programista nie musi dostawać reklam o najnowszym odkurzaczu, który zupełnie go nie interesuje. Może za to otrzymać reklamę o klawiaturze, którą możliwe, że chciał wymienić. Którą reklamą jest bardziej zainteresowany? Bez danych osobowych nie było by to możliwe. Firma zyskuje klienta, a klient nie musi tracić czasu na poszukiwanie produktu. Boimy się udostępniać dane z obawy, że władza ją dostanie? Jeśli jesteśmy przestępcą, to faktycznie brak danych w sieci pomaga, ale chyba nie każdy nim jest. To podejście prawdopodobnie powstało w czasie komunizmu, kiedy nikt nie chciał się wyróżnić, ale raczej pozostać anonimowy.
Wydaje nam się, że chronimy swojej prywatności, ale zostawiamy w internecie mnóstwo śladów. Dane te jednak nie są tak niebezpieczne, jak się wydają. Pozwalają firmom dostarczać nam reklamy produktów dopasowanych do nas. Nie oznacza to, że możemy je przekazywać każdemu, ponieważ nie każda firma wykorzystuje je w odpowiedni sposób, co zapewne utrudnia życie. Musimy wiedzieć, kiedy można udzielić ich bez obaw, a kiedy trzeba to rozważyć.
Udało nam się złapać Twoją uwagę? Przeczytaj nasze pozostałe artykuły na blogu.